Ola!
W piątek wieczorem wybrałyśmy się z Eleni na plażę. Ok. 18 można spokojnie leżeć na piasku w bikini i być chłodzonym przez wiatr znad oceanu.
Piękne widoki na plaży o 19:30. Zdjęcie ciemne, bo słońce prażyło w obiektyw.
To już po 20, a my nadal leżymy w strojach kąpielowych ;-)
Słońce zachodzi, ale nadal jest upalnie...
W sobotę wylądowałam na plaży z Cristiano, żeby się poopalać. Oczywiście po 15, bo wcześniej to mogłabym się najwyżeć spalić z moją karnacją. Jak to Cristiano powiedział: "You are like a glas of milk". Dla nich może tak. Efekt jest taki, że miałam na sobie grubą warstwę kremu z filtrem 20, więc obecnie jestem troszeczkę czerwona. I o to chodziło. Jak na pierwsze wyjście na słońce nie można ryzykować... Trzeba przyzwyczaić skórę ;-)
Wczoraj byłam na sporym spacerze z Eleni od plaży w Matosinhos przez FOZ aż do ujścia Douro.
Wyświetl większą mapęSenhor de Matosinhos. Niech mi ktoś powie do czego służy ta siatka, to ma u mnie piwo.
A tak się buduje plażę ;-)
Z Eleni na tle ujścia rzeki Douro. Te kropki to nie jest brudny obiektyw, tylko naświetlona wilgoć w powietrzu.
Douro po zachodzie słońca.
Trochę się zmęczyłyśmy, więc złapałyśmy autobus na Aliados. A tam co? Mnóstwo ludzi czekających na coś. Okazało się, że dziś był ostatni mecz ligii portugalskiej i na Aliados przyjechali piłkarze z pucharem :-) Nigdy nie widziałam takiej radości u ludzi! Wszyscy śpiewali i skandowali. Powszechna radość. Nawet piłkarze nam machali, znaczy mi i Eleni. No cóż, nie trudno znaleźć 2 blondynki w tłumie ciemnowłosych ;-) I co się stało najgorszego? Bateria mi w aparacie padła ;-( No żesz! :-( W ogóle, to myślę, że z Eleni mogłybyśmy się z nimi zabrać na imprezę z nimi ich autobusem, pomimo tłumu ochroniarzy. Trochę odwagi zabrakło ;-) Dziewczyny jak tylko dotknęły skrawka koszuli któregoś z piłkarzy to płakały, skakały i w ogóle histeria.
To się nazywa głupota: stać z szalikiem Benfici wśród fanów FC Porto. Znaczy nic mu nie zrobią, bo to naród raczej przyjazny i nie ma tu kiboli, ale myślałam, że go zakrzyczą na śmierć...
Moje ostatnie zdjęcie. W tym autobusie jest drużyna! Potem jeden z piłkarzy nawet coś mi chciał powiedzieć migowym-portugalskim, ale nie rozumiałam :-(
Looser ze mnie... Głupia bateria :-( Jak to człowiek jest uzależniony od elektroniki...
Tak więc chcąc utopić smutni z niepowodzenia chciałyśmy podejść pod Piolho na piwo, ale jak dotarłyśmy, to uświadomiłyśmy sobie, że przecież jest niedziela i wszystko jest zamknięte :-( To jest największa wada tego miasta. W niedzielę nie da się pójść nigdzie. Znazłyśmy jedną knajpkę otwartą jeszcze przez godzinę i schłodziłyśmy się zimnym piwem. Ponad 20 stopni w nocy to nie jest normalne. Poznałyśmy paru wysokich blondynów, szczególnieże są to Szwajcarzy, architekci, którzy przyjechali do Porto na 4 dni w odwiedziny do kolegi. Dla nich życie tutaj jest bardzo tanie, w Szwajcaii jest ponoć 3 razy drożej, biorąc pod uwagę, że Portugalia jest 3 razy droższa od Polski, to możecie sobie wyobrazić ;-) Jak się dowiedzieli, ile u nas piwo kosztuje, to od razu stwierdzili, że przyjeżdżają do Polski ;-) Postawili nam po Caipirini i musieliśmy się zmywać z tego baru, bo po pierwsze zamykali, a po drugie było 2 facetów z bronią za paskiem, a my wzbudzamy zainteresowanie tak czy siak i nie chcieliśmy bardziej. Mając 55 min do autobusu chodziliśmy po Aliados i okolicach starając się znaleźć cokolwiek, co może być otwarte. Nic, zupełnie nic :-(