sobota, 18 kwietnia 2009

Przygody...

Piszę dziś, bo blog zamilknie na 2 tygodnie. No, chyba, że znajdę internet gdzieś w porcie. Jutro z rana lecę do Francji, spotykam się ze znajomymi z Polski i będziemy żeglować wzdłuż Francuskiego wybrzeża. Jak wrócę, to tutaj juwenalia się zaczynają, czyli cały tydzień bez zajęć, same imprezy i koncerty na ulicach. Może uda mi się z kimś wybrać do Coimbry (sama trochę się boję), gdzie piwo rozdają z cystern jeżdżących między studentami, a miasto jest zamknięte dla samochodów, bo żyje wieczną imprezą. Tak tu się bawią ;-)

Co poza tym? Miałam małą przygodę. Wybrałam się z kolegą z Rumunii, którego poznałam w metrze, na imprezę. Wcześniej zakupiłam sobie wino z Madery (18%), które jest zdradzieckie. Efektem tego obudziłam się wczoraj i nie mogłam znaleźć portfela, w którym trzymam kartę bankomatową, dowód osobisty i pieniądze. Zaangażowałam wszystkich, do których miałam kontakt w poszukiwanie wyżej wymienionego. Na koniec (ok. 20), już lekko zrezygnowana (znalazłąm konsulat polski w Porto i tel, żeby zastrzec kartę), poszłam do tego klubu, w którym była impreza. Chłopcy tylko się uśmiechnęli i wręczyli mi mój portfel. Poznali mnie od razu (wszak w środku były dokumenty ze zdjęciem). Uściskałam ich radośnie, aż się trochę zdziwili ;-)

Ech, "więcej szczęścia, niż rozumu" - tak można mnie określić :-)

Jeśli chodzi o moją pracę, to chyba się za niedługo poddam, bo albo ja jetem głupia, albo ktoś na siłę próbuje ze mnie taką zrobić...


Na koniec - 2 zdjęcia Bobbiego (z Rumunii) - za karę, że się tak wiercił i uciekał od aparatu ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz