poniedziałek, 16 marca 2009

weekend

Mój samotny weekend rozpoczęłam w piątkowy wieczór oglądaniem zaległości filmowych, które zgromadziłam na płytkach i kompie. Yuri został zabrany przez Daniela (syna pani domu) i nie miałam nawet z kim pogadać...
W sobotni wieczór wyszłam z Erasmusami na miasto. Poznałam pare osób i nawet 2 dziewczyny z Polski :-)
Na zdjęciu wyszłam okropnie (pan samowyzwalacz robił). Tutaj mamy 3 polki, 1 brazylijkę, 1 turczynkę i 1 czeszkę. Kto zgadnie która jest która? :-)

W Portugalii impreza zaczyna się ok. 21. Idzie się do znajomych na mieszkanie. Tam się siedzi i pije piwa, wina tak do 24 lub do 1. Ok. 2 w nocy zaczyna się obława na kluby. I zabawa trwa do rana (metro w godz 1-6 nie jeździ ;-)). Niestety klubów mają mniej niz ludzi chętnych, tak więc tłumy stoją przed, a w do środka wchodzi się jeśli chcesz coś sobie zakupić. De facto to większy tłum jest przed barem (bo tu nie chodzi o dyskoteki, tylko zwykłe bary, gdzie nawet muzyka nie gra) niz w środku. I wszyscy sobie stoją i gadają. My się zmyliśmy ok. 2, więc może potem było inaczej ;-)


W niedzielę wybrałam się na małą wycieczkę. Zaczęłam o 16, więc juz nieźle nagrzane powietrze było.

Start na Praca da Liberdade.


Dzieci korzystające z jedynej linii tramwajowej - jedynie wycieczkowej.

Przeszłam na zachód Rua dos Clerigos, kończącej się Igreja (kościół) e Torre dos Clerigos.

Widok od frontu.


I wieza z drugiej strony.

Potem spacerek Rua dos Caldeireiros.

Uliczka wąska, pełna śmieci i narkomanów. W sumie to strach samemu wchodzić. Ja szybko przeszłam, więc zdjęć za dużo nie zrobiłam.

Dalej przecinając Rua das Flores doszłam do Rua Mouzinho da Silveira.

Na skrzyzowaniu tak ni z gruszki ni z pietrzuszki woda sobie tryskała ze ściany.

Ja podązałam dalej Rua do Souto i Rua Escura. Uliczki jeszcze węższe i jeszcze bardziej straszne. A miejscowi byli wyraźnie zdziwieni, że tak sobie swobodnie po ich terenie podążam...

Tu akurat ludzi nie było, to cyknęłam fotkę :-)

Ale potem było juz tylko pięknie.
Widok z Se Catedral (oczywiście nie z wieży, bo tam mi się wchodzić nie chciało).


I tutaj tez.

Potem juz tylko pozostało mi zejść po schodkach i w dół Rua de S. Joao

Skała dobrze wykorzystana.

Juz widać cel mojej wycieczki, którym jest Ribeira.




Ribeira jest czymś w rodzaju deptaku. Głównie dla cudzoziemców. Są tutaj knajpki, sklepy z pamiątkami, cumują statki wycieczkowe.


Ten sam most, co ostatnio (Ponte Dom Luis), tylko z innej perspektywy.


Ribeira to tez ulica, gdzie normalnie zyją ludzie.

Po Douro pływają na stateczkach, skuterach oraz na takich łódkach (każdy lubi to, co ma ;-)).




To po prawej to pozostałości starego mostu, o którym można przeczytać na tej tablicy:


Pozostało mi juz tylko wspiąć się po schodach:

by dotrzeć do stacji metra S. Bento.
Pozdrawiam wszystkich wytrwałych i wiernych czytelników :-)

5 komentarzy:

  1. zatęskniło mi się za tym miejscem, za tymi uliczkami, za niepowtarzalnym klimatem Porto...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wytrwali i wierni czytelnicy dziękują za pozdrowienia i też pozdrawiają zazdrośnie patrząc na Twoje voyage

    OdpowiedzUsuń
  3. Już mi się podoba to miasto! Pozdrawiam Cię Beato.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj! Przypadkowo natrafiłam na Twojego bloga szukając info o Erasmusie w Porto. Przyjeżdżam na początku września i troszku mam stracha, muszę przyznać...Słyszałam wiele niepochlebnych opinii o mieście i ludziach, więc nie wiem czy mój wybór jest słuszny, ech...;( Pozdrawiam i winszuję pięknych zdjęć!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziś notki nie będzie.
    Czas się wziąć za porządną robotę...

    OdpowiedzUsuń